Mogę ubrać tak piękne słowa
Jak pnącza oplata mnie całą
Najdrobniej się każda z gałązek zaciska
Otula dokładnie i ogrzewa ciało
Te piękne których nie mogłam odnaleźć
Spadają teraz na podłogę szeptem
Odlepia się każda litera z sukni
Niebo dotyka nieśmiertelnym deszczem
Tak szczelnie i ciasno w wilgocią w powietrzu
Nie słyszę a czuję nie widzę dotykam
W kolorze sepii staroświecka wartość
Skulona otuchą wciąż idę potykam
Ciemne jasne szare i brąz powoju
Ostatnie krople z sufitu nieba gładzi palcami
Wyciągając bezsilnie do góry dłonie
Nie proszę nie modlę nawet
Pnącza krępują palce gaszą płomień
Nie strawił zakwitły nad moją skronią
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz