poniedziałek, 11 sierpnia 2008

Pnącza

Mogę ubrać tak piękne słowa

Jak pnącza oplata mnie całą

Najdrobniej się każda z gałązek zaciska

Otula dokładnie i ogrzewa ciało

Te piękne których nie mogłam odnaleźć

Spadają teraz na podłogę szeptem

Odlepia się każda litera z sukni

Niebo dotyka nieśmiertelnym deszczem

Tak szczelnie i ciasno w wilgocią w powietrzu

Nie słyszę a czuję nie widzę dotykam

W kolorze sepii staroświecka wartość

Skulona otuchą wciąż idę potykam

Ciemne jasne szare i brąz powoju

Ostatnie krople z sufitu nieba gładzi palcami

Wyciągając bezsilnie do góry dłonie

Nie proszę nie modlę nawet

Pnącza krępują palce gaszą płomień

Nie strawił zakwitły nad moją skronią

Brak komentarzy: