przed jasnym obliczem drzew
w bramie Zaczarowanego Ogrodu
w ciszy tak lepkiej i czystej
czekała
przychodził zawsze
od strony zmęczonych akacji
o ona zostawiała uchyloną furtkę
nie było nikogo kto mógłby przeszkadzać
kamienie co stały po kolana w ziemi
też milczały jak zaklęte
tylko wiatr delikatnymi dłońmi
zrywał kropelki piasku z czarnej ścieżki
a on przyszedł
od strony od której nikt nie przychodził
przyszedł
i utulił skrzywdzone słońcem ramiona
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz